Pomysły na wegańską Wigilię.

Jeszcze tylko tydzień i Wigilia. Planujecie już menu? Ja powoli tak. Będę miała niezłe wyzwanie, bo moja Wigilia musi być nie tylko wegańska, ale jeszcze bezglutenowa. Nie zdołam zrobić wszystkiego bezglutenowo, ale moja przyjaciółka na pewno nie wyjdzie ode mnie głodna w Wigilię.

Kilka potraw będzie starych i sprawdzonych. Oto, co mam na mojej liście.

  1. Pierogi z kapustą i grzybami.
  2. Pierogi z ziemniakami i tofu.
  3. Uszka z grzybami.
  4. Barszcz czerwony.
  5. Babka ziemniaczana.
  6. Owies.
  7. Russian tea cookies na deser.
  8. Tofu “po grecku”.
  9. Łazanki z makiem i suszonymi owocami.

Chcę jednak spróbować też coś nowego.  Myślałam o:

  1. Gołąbkach z czerwonej kapusty z farszem z kaszy, ryżu i grzybów.
  2. Kotlety z grochu i kapusty.

Wystarczy jedenaście potraw. Znając mnie w ostatniej chwili zrobię coś z resztek.

W piątek pracuję tylko pół dnia, więc pewnie będę robić ostatnie zakupy. W moich lokalnych sklepach ciężko znaleźć suszone grzyby. Często mieszam je ze świeżymi boczniakami i kanią. W sobotę zacznę pewnie powoli gotować farsze. Niedziela – tofu po grecku i pewnie pierogi i łazanki. Uszka już mam. W okolicy Świąt w USA często spotykamy się ze znajomymi i każdy przynosi gotowe danie. Ja zrobiłam uszka i barszczyk. Oczywiście przesadziłam z uszkami. Nie tylko wystarczyło nam na obiad ze znajomymi, ale wystarczy również na Wigilię. Muszą poczekać w zamrażalce przez tydzień.

Na pierogi, uszka i łazanki robię to samo ciasto: mąka, woda, olej. Czasami dodaję środek zastępujący jajka, ale bez niego też ciasto wyjdzie. Ile czego? Mój problem polega, że ja zwykle na oko… Tylko kiedy piekę trzymam się przepisu. No i kiedy gotuję ryż. Tutaj nie ma wątpliwości: 2:1 albo nic z tego nie wyjdzie.

Farsz do pierogów z kapustą i grzybami też mam dobrze opanowany: zagotować kapustę, odcisnąć z wody, pokroić. W dużej patelni poddusić cebulkę, dodać grzyby, kapustę. Dodaję również odrobinę otrębów, żeby wciągnęły nadmiar soków.

Farsz do pierogów ziemniaczanych to nadal wyzwanie. Dlaczego? Bo zwykle za szybko łączę składniki, kiedy ziemianki są jeszcze ciepłe. Mam nadzieję, że w tym roku będę pamiętać.

Oczywiście pierogi po zagotowaniu idą na brytfankę i podpiekam je na rumiany kolor w piekarniku. Na wierzch duszona cebulka.

Farsz do uszek tradycyjny: namoczyć suszone grzyby, najlepiej w niesłodkim mleku (ryż, soja) na noc. Potem zagotować. Nie mam maszynki do mielenia więc je potem tylko rozgniatam ręcznym blenderem z podduszoną cebulką.

Babka ziemniaczana to też małe wyzwanie. Kiedy trzymam się przepisu wszystko jest dobrze, zaczynam komnbinować i różnie to bywa. Problem polega na tym, że w oryginalnym przepisie na wegańską babkę ziemniaczana jest bardzo dużo oleju. Ostatnim razem zastąpiłam go wywarem warzywnym i było dobrze. Zawaliłam dodając za dużo kaszy manny. Babka wyszła trochę “gumowata”. Składniki: gotowane ziemniaki, ostudzone, olej, kasza manna, duszona cebulka, sól, pieprz. Jak widzicie ja do wszystkiego dodaję duszoną cebulkę!

Owies. Jedno z moich ulubionych dań. Najpierw trzeba go zarumienić w piekarniku na brytfance. Potem długo gotować. Gotuje się go prawie jak risotto: jak ubywa wody, trzeba dodać więcej, aż zmięknie. Przypuszczam, że zrobię go z grzybami i cebulką.

Jedno z moich ulubionych dań: tofu z warzywami z ryby po grecku. Tofu odsączam, opiekam. Dusze warzywa: cebulka, seler, marchewka, pietruszka. Dodaję domowy sos pomidorowy i gotowe. Potem układam warstwami: warzywa, tofu, warzywa, tofu, warzywa. To danie musi być zrobione dzień przed podaniem. Tofu ładnie nasiąknie.

Łazanki będą zrobione z pozostałości z ciasta na pierogi, bo jakoś zawsze robię za dużo ciasta. Kupię gotowy mak w polskim sklepie. I tyle.

Co do gołąbków i kotlecików, to powiem Wam za tydzień.

Pochwalę się, co było na śniadanie dzisiaj. Dzieciaki chciały gofry i pan cakes, czyli racuszki. Znowu zgubiłam przepis i znowu było “na oko”. Mąka, mleko sojowe, łyżka brązowego cukru, olejek waniliowy, proszek do pieczenia, proszek zastępujący jajka. Dzieciaki były uradowane. Dla siebie zmodyfikowałam gofry. Dodałam płatki owsiane, wiórki kokosowe, ziarna siemienia lnianego i ziarna chia. Nie mam pojęcia jak się one nazywają po polsku, ale wyglądają prawie jak mak. Mają inny smak i w połączeniu z płynem rosną. Mają podobno zaspakajać głód i pomóc w wypełnieniu żołądka. Tak, muszę zacząć się pilnować z moją linią. Po operacji stopy przez wiele miesięcy nie byłam zbyt aktywna fizycznie, więc tu i ówdzie trochę przybyło.  No a w Święta w cale nie będzie łatwiej dbać o prawidłowe odżywanie. Oj, tam, raz na rok można, prawda?

 

 

Ewa's Nokia Lumia 920_20121215_001

 

Kierunek Gettysburg, Pa.

Wycieczka rodzinna do historycznego miasteczka: Gettysburga w Pensylwanii. Największa bitwa wojny między północą i południem. Pierwszy, drugi, trzeci lipiec 1863: pięćdziesiąt jeden tysięcy zabitych lub zaginionych. Sto siedemdziesiąt tysięcy żołnierzy obu armii rozsypanych w okół dwu i pół tysięcznego miasteczka.

Przed wyjazdem konieczne rozeznanie. Zamówienie hotelu. Poczytanie o lokalnych restauracjach, w których jest coś do jedzenia. Wegańskie danie zwykle tylko jedno: sałatka. No bądźmy szczodrzy, mają jeszcze frytki. Po głębszych poszukiwaniach, przejrzeniu dziesiątek recenzji robimy rezerwację na sobotni obiad i niedzielny lunch. Przyjechaliśmy wczesnym popołudniem. Szybki objazd miasteczka, zakwaterowanie w hotelu i znowu na miasto. Pada deszcz, niewiele możemy zobaczyć. Obchodzimy główne rondo, główną ulicę ze sklepami z pamiątkami. Mijamy wiele wystaw zapraszających do “wycieczki z duchami”. Nie, to nie w naszym guście. Jesteśmy bojaźliwi. Babcia zawsze mówi, że to żywych trzeba się bać, nie martwych, ale ja tam wolę z nikim nie zaczynać. Tak na wszelki wypadek.

Jedziemy na obiad. Przytulne wnętrze, duuużo ludzi. To podobno dobry znak. Szybko zasiadamy do stolika. Jako przekąskę zamawiam sałatkę. Danie główne: risotto. Ni najgorsze. Ryż może odrobinkę za twardy. Może jedna szczypta za dużo soli. Zapiłam łykiem lokalnego piwa, jest dobrze.

Rano wycieczka po okolicy. Kolejne dni bitwy, kolejni wygrani i przegrani. Coraz więcej zabitych, ranionych zaginionych. Przewodnik pokazuje mi ponik polskiego oficera, Włodzimierza Krzyżanowskiego. Chwila zadumy, on walczył tutaj, rodacy w Polsce. O wolność, o ojczyznę, o niepodległość! Stąpam ścieżkami historii. Widzę żołnierzy przycupniętych za drzewami, kamieniami, w wykopach…Świst kul, lęk, adrenalina… Historia nigdy nie przemija…Jej duch wciąż jest obecny…

Idziemy na lunch. Chcemy pozostać pod wpływem czaru epoki Lincolna idziemy do znanej restauracji. Wystrój bardzo autentyczny: drewniane stoły, krzesła, kamienne ściany, jednymi słowy starodawny zajazd. Przeglądamy menu. I tu wielkie rozczarowanie. Samo mięso. W każdym niemal daniu. Znajdujemy dwa dania, które możemy zamówić: sałatkę i kanapkę z warzywami. Sałatka była nieświeża. Nawet bułka, którą do niej podali była podejrzana. Kanapka to samo. Do tego zapach mięsa…bleee, okropny. Całe popołudnie myślałam, że zwymiotuję. Musiałam stamtąd wyjść jak najszybciej.

W drodze do domu zastanawiałam się, dlaczego ludzie, którzy tam mieszkają uważają, że to takie rewelacyjne miejsca, warte odwiedzenia. Doszłam do wniosku, że jestem rozpieszczona. Mieszkam półtorej godziny drogi od Nowego Yorku. Około 40 minut on Filadelfii. Jadam w wielokulturowych miejscach, których kucharzami są jedni z najlepszych szefów w kraju. No i oczywiście gotuję w domu, więc wiem jak smakuje jedzenie domowej roboty i z puszki.

Nareszcie w domu. Otwieram lodówkę. Grzyby się na mnie patrzą. Cóż, zakasuję rękawy i do roboty. Mam ochotę na ziemniaki. Biorę kilka czerwonych i jednego słodkiego. Słodkie są podobno zdrowsze, ale Mąż nie lubi, więc je muszę przemycać do dań. Oskrobać, wrzucić do gorącej wody o czekać. Międzyczasie moje warzywa. Kroję Cebulkę, mam też resztki szpinaku. Do piekarnianka. Kiedy warzywa zaczęły mięknąć wrzuciłam je na na moje grzyby i znowu do piekarnika. Oprószyłam odrobią soli i papryki. Ziemniaki gotowe. Trzeba wszystko teraz mądrze połączyć w danie. Ziemniaki potłukłam z łyżką masła wegańskiego i śmietany sojowej. Curry, sól, pieprz. Mam też potężną garść koperku, czemu nie? Wszystko razem połączyć…Mmmm, dobre. Ziemniaki na nie grzyb z warzywami. To jest danie godne prawdziwego wegana! Teraz jestem syta. Wykończona, ale zadowolona.

 

 

Kolejny tydzień się zaczyna. Jeszcze tylko kilka dni i upragniony, wyczekiwany odpoczynek na Florydzie! Doniosę Wam, jak się tam traktuje wegan!