Jeszcze tylko tydzień i Wigilia. Planujecie już menu? Ja powoli tak. Będę miała niezłe wyzwanie, bo moja Wigilia musi być nie tylko wegańska, ale jeszcze bezglutenowa. Nie zdołam zrobić wszystkiego bezglutenowo, ale moja przyjaciółka na pewno nie wyjdzie ode mnie głodna w Wigilię.
Kilka potraw będzie starych i sprawdzonych. Oto, co mam na mojej liście.
- Pierogi z kapustą i grzybami.
- Pierogi z ziemniakami i tofu.
- Uszka z grzybami.
- Barszcz czerwony.
- Babka ziemniaczana.
- Owies.
- Russian tea cookies na deser.
- Tofu “po grecku”.
- Łazanki z makiem i suszonymi owocami.
Chcę jednak spróbować też coś nowego. Myślałam o:
- Gołąbkach z czerwonej kapusty z farszem z kaszy, ryżu i grzybów.
- Kotlety z grochu i kapusty.
Wystarczy jedenaście potraw. Znając mnie w ostatniej chwili zrobię coś z resztek.
W piątek pracuję tylko pół dnia, więc pewnie będę robić ostatnie zakupy. W moich lokalnych sklepach ciężko znaleźć suszone grzyby. Często mieszam je ze świeżymi boczniakami i kanią. W sobotę zacznę pewnie powoli gotować farsze. Niedziela – tofu po grecku i pewnie pierogi i łazanki. Uszka już mam. W okolicy Świąt w USA często spotykamy się ze znajomymi i każdy przynosi gotowe danie. Ja zrobiłam uszka i barszczyk. Oczywiście przesadziłam z uszkami. Nie tylko wystarczyło nam na obiad ze znajomymi, ale wystarczy również na Wigilię. Muszą poczekać w zamrażalce przez tydzień.
Na pierogi, uszka i łazanki robię to samo ciasto: mąka, woda, olej. Czasami dodaję środek zastępujący jajka, ale bez niego też ciasto wyjdzie. Ile czego? Mój problem polega, że ja zwykle na oko… Tylko kiedy piekę trzymam się przepisu. No i kiedy gotuję ryż. Tutaj nie ma wątpliwości: 2:1 albo nic z tego nie wyjdzie.
Farsz do pierogów z kapustą i grzybami też mam dobrze opanowany: zagotować kapustę, odcisnąć z wody, pokroić. W dużej patelni poddusić cebulkę, dodać grzyby, kapustę. Dodaję również odrobinę otrębów, żeby wciągnęły nadmiar soków.
Farsz do pierogów ziemniaczanych to nadal wyzwanie. Dlaczego? Bo zwykle za szybko łączę składniki, kiedy ziemianki są jeszcze ciepłe. Mam nadzieję, że w tym roku będę pamiętać.
Oczywiście pierogi po zagotowaniu idą na brytfankę i podpiekam je na rumiany kolor w piekarniku. Na wierzch duszona cebulka.
Farsz do uszek tradycyjny: namoczyć suszone grzyby, najlepiej w niesłodkim mleku (ryż, soja) na noc. Potem zagotować. Nie mam maszynki do mielenia więc je potem tylko rozgniatam ręcznym blenderem z podduszoną cebulką.
Babka ziemniaczana to też małe wyzwanie. Kiedy trzymam się przepisu wszystko jest dobrze, zaczynam komnbinować i różnie to bywa. Problem polega na tym, że w oryginalnym przepisie na wegańską babkę ziemniaczana jest bardzo dużo oleju. Ostatnim razem zastąpiłam go wywarem warzywnym i było dobrze. Zawaliłam dodając za dużo kaszy manny. Babka wyszła trochę “gumowata”. Składniki: gotowane ziemniaki, ostudzone, olej, kasza manna, duszona cebulka, sól, pieprz. Jak widzicie ja do wszystkiego dodaję duszoną cebulkę!
Owies. Jedno z moich ulubionych dań. Najpierw trzeba go zarumienić w piekarniku na brytfance. Potem długo gotować. Gotuje się go prawie jak risotto: jak ubywa wody, trzeba dodać więcej, aż zmięknie. Przypuszczam, że zrobię go z grzybami i cebulką.
Jedno z moich ulubionych dań: tofu z warzywami z ryby po grecku. Tofu odsączam, opiekam. Dusze warzywa: cebulka, seler, marchewka, pietruszka. Dodaję domowy sos pomidorowy i gotowe. Potem układam warstwami: warzywa, tofu, warzywa, tofu, warzywa. To danie musi być zrobione dzień przed podaniem. Tofu ładnie nasiąknie.
Łazanki będą zrobione z pozostałości z ciasta na pierogi, bo jakoś zawsze robię za dużo ciasta. Kupię gotowy mak w polskim sklepie. I tyle.
Co do gołąbków i kotlecików, to powiem Wam za tydzień.
Pochwalę się, co było na śniadanie dzisiaj. Dzieciaki chciały gofry i pan cakes, czyli racuszki. Znowu zgubiłam przepis i znowu było “na oko”. Mąka, mleko sojowe, łyżka brązowego cukru, olejek waniliowy, proszek do pieczenia, proszek zastępujący jajka. Dzieciaki były uradowane. Dla siebie zmodyfikowałam gofry. Dodałam płatki owsiane, wiórki kokosowe, ziarna siemienia lnianego i ziarna chia. Nie mam pojęcia jak się one nazywają po polsku, ale wyglądają prawie jak mak. Mają inny smak i w połączeniu z płynem rosną. Mają podobno zaspakajać głód i pomóc w wypełnieniu żołądka. Tak, muszę zacząć się pilnować z moją linią. Po operacji stopy przez wiele miesięcy nie byłam zbyt aktywna fizycznie, więc tu i ówdzie trochę przybyło. No a w Święta w cale nie będzie łatwiej dbać o prawidłowe odżywanie. Oj, tam, raz na rok można, prawda?